Logo

uczta A wszystko zaczęło się od chwili z którą jarl Yoss Einarsson obrał za swą oblubienicę chrześcijańską brankę z zachodu, córkę tamtejszego możnowładcy prawem chrystian przeznaczoną frankońskiemu panu. Imię Ingrid nadał jej wraz z wiarą, którą zechciała przyjąć wraz z jego uczuciem. halla Yoss Einarsson wraz z wybranką wyprawił się na słowiańskie ziemie by na kresach halle swą postawić i ziemie zawłaszczyć. Lecz gdy niespokojne czasy nastały Yoss zaniepokojony zbierać począł ludzi pod swym sztandarem. Wtedy to w borze opodal swej halliwalka składając cześć swym przodkom spotkał się z zamożnym kupcem i rzemieślnikiem z Rusi oraz przyjacielem swym, wojownikiem z dalekiej północy by przed bogami zawrzeć przymierze. Kiedy ramię w ramie w boju stawać im przyszło zaskarbił sobie jarl zaufanie sztandar wojówowych, których to własną tarcza przed ciosami bronił i w pierwszym szeregu szedł z nimi do walki. Poprzysięgli mu oni wtedy wierność i sprowadzili swe rodziny i ziomków swoich i służbę by z czarnym smokiem na tarczy stawać u boku jarla Yossa Einarssona.




Ostatnimi czasy wędrowałem wiele - cóż innego robić może Natchniony? Me oczy widziały wiele, a uszy chętnie łowiły nowe wieści. Bogi niech sławią tych, którzy udzielili mi gościny, a los niech im sprzyja.
     Zawędrowałem znacznie dalej niżbym chciał; nie była to jedynie podróż ciała, ale i pielgrzymka ducha. Tam gdzie kończy się nasza ziemia, a zaczynają się konary Drzewa Świata trakt mnie zmógł. Siadłem tedy bez sił w nadziei, że Prastary Jesion podzieli się ze mną swą siłą i wiedzą.

Wpierw go poczułem, gdzieś na granicy zmysłów. Dopiero po czasie ziemia poczęła drżeć od jego kroków. Był wspaniały, czarny niczym noc bez księżyca, a jego oczy pałały pradawną mocą.
     - Dawno Cię nie widziałem, wędrowcze! Czyżbyś zapomniał o mnie? – Zakrzyknął smok z mocą, a mnie naraz ogarnął wstyd, gdyż prawdą było, że nasze ścieżki nie przecinały się od dawna.
     - Wybacz mi, o Wielki! Wiele się zmieniło u mnie. Pobudowałem swą siedzibę i spłodziłem potomka jak nakazał obyczaj! A potem przygniotły mnie codzienne troski.
     - Nie mnie masz przepraszać, jeno ludzi, którzy Ci zawierzyli, a zostali bez opieki… Należy im się za ten czas zadośćuczynienie.
     -O Wspaniały! Cóż mogę dać hirdowi memu, gdy sam ledwie o żebraczym kiju chadzam! Nie mam stali dla mych mężnych Wojów ani złota dla zacnych Niewiast.
     -Masz coś znacznie cenniejszego.
– Przemówił smok po długiej ciszy. –Daj im opowieść godną Verthandi! Przypomnij im stare dzieje, a poprowadzą je one do nowych zwycięstw!

A potem zostałem sam. Z nową troską, ale i nową nadzieją. Razem z druhami mymi przeżyłem wiele, opowieści wystarczyłoby na niejedną noc. Od której jednak zacząć? Która może być tą najważniejszą? Odpowiedź przyszła po wielu nocach. Myślę jednak, że może się ona wam spodobać.

Historia owa zaczyna się czasach, gdy inny Jarl kłaniał się naszym bogom a wielu z tych, którzy wraz z nim pływało na długich łodziach już nie ma z nami. A były to czasy straszne! Ledwie co osiedliśmy na stałe na nowych ziemiach, a już sąsiedzi nasi zawiązali spisek aby nas z dóbr ograbić, imię nasze upodlić, a najchętniej skazać na zapomnienie!
     W tych strasznych czasach do boju wiódł nas Yoss Einarsson! Wojownik o wielkiej sławie i zdolnościach, wsławił się w niejednym boju! A wszystko to dzięki magicznej szabli, którą to w uczciwym boju zdobył wyrzynając w pień przeciwników Ruryka, władyki z dalekiej Rusi. Szabla owa miała tę wielką moc, że gdy dobywał jej prawy człowiek najpierw cięła, a dopiero potem było widać jej błysk. Niejeden woj zaznał jej ostrza i padał martwy nie wiedząc nawet, co go zabiło.
     Zebrał więc Yoss swych wojów i nakazał im gotować się do walki! Ruszyliśmy wtedy, chętni by bronić swych praw i pokazać niepokornym wrogom jak wielką siłę posiada Czarny Smok! Wczesnym rankiem uderzyliśmy na wroga niszcząc go okrutnie, a topory nasze rozrąbały niejeden czerep i wciąż było im mało krwi!
     Oszukano nas jednak! Wrodzy wojowie zabrali ze sobą straszliwego Żercę! Był to przebiegły magik i dzięki jego mocy przeciwnicy nasi raz za razem wstawali na nowo wypoczęci! Skóra ich zaś zdawała się z kamienia jakby, zupełnie nie czuli ciosów naszych!
     Syn Einara jednak był nie tylko silny, nie brakowało mu też sprytu! Wyminął wrogą chorągiew i sam ruszył na wielkiego kapłana. Ciął silnie i zdradziecko wprost między oczy! Ten padł od straszliwego ciosu, lecz zanim sczezł uśmiechnął się patrząc na klingę Jarla.
     - Ja zginąłem… lecz i wasz smok zdechnie… łamiąc twą szablę złamałem Twego ducha. – Rzekł Żerca i zaśmiał się okrutnie, a na nas spadł blady strach! Przepowiedziane bowiem było, że Jarl nasz będzie zwyciężał tak długo, jak długo prawica jego dzierżyć będzie magiczny oręż…
     Złe dni nastały dla smoczego hirdu. Nie było pieśni ani zabaw, nikt nie snuł opowieści o dawnych czasach, a piwo gorzkie jak nigdy truło ciała nasze nie dając radości nijakiej. Yoss zamknął się w hali i nie gadał z nikim wpatrzony wciąż w złomki klingi. Nie minęła jedna zima a odszedł od nas, by, jak sam rzekł, odnaleźć spokój. Ja zaś szukając odpowiedzi na złe czasy zaszyłem się głęboko w górach.
     Na ten czas żona jego Ingrid, w żyłach której płynęła krew prastarych smoków z dalekiej północy, zebrała wojów i tak poczęła się z nich zrzynać.
     - Wielcy zaiste są z was Hirdsmani! Każdy z was baczy jeno na swoje obejście, ani myśląc o wspólnym dobru! Tej wiosny nikt nie ruszył na Viking! Zapomnieliście o Thingach i wolicie żłopać cierpki, wczesny miód, każdy w swojej chałupie! - Ryknęła na wojów, a oni bali się spojrzeć jej w oczy, gdyż płonął w nich żar gotów spalić tych, co ledwo w nie zerkną. – A nam trzeba Wodza! Marudzić umie każdy! Kto was zbierze w karby?! Nie ma tu godnych?
     - Jam jest gotów to zrobić, jeno nie chciałem się pchać przed ojca! – Odrzekł Uthred Ragnarson, przez wielu Nagelfarem zwany, gdyż powiadano, że z kości tych, których posłał do bogów można by zbudować całkiem zgrabny drakkar. – Poczekajmy aż wróci z gór rozmówiony z bogami!
     - Na mego syna nie ma co czekać! – Odrzekła smutno Ingrid – Wielki on jest i wie wiele, ale jego serce jest smutne, a głowa skora do gniewu. Bliżej mu do martwych niż do żywych… Nie będzie z niego dobrego Jarla.
     Wszyscy zamarli na te słowa. Znali oni złośliwość Ragnara Yossona, obawiali się jego złego języka i wymyślnych kpin. Znali jego siłę, lecz i pokrętną duszę. Nikt nie chciał mieć takiego wodza. Rzekli więc zgodnie, iż nie ma co czekać na jego powrót. „Niech rządzi nami Uthred”, mówili. Wsławił się on na zachodzie gromiąc chrystiańskich wojów rycerzami zwanych. Lubili jego humor i cenili za odwagę, obiecywali sobie wiele po rządach tak potężnego pana.
     Nowy Jarl szybko pokazał swą moc! Nie minęła jedna zima, a już z dalekich krajów przybyli posłowie z zaproszeniami na wyprawy i uczty! Niepewni sąsiedzi uznali jego siłę, a wpływy Verthandi wzrosły ponad miarę.

Ja zaś, gdy wróciłem, również chętnie oddałem mu cześć. Cieszyło mnie szczęście syna mego, a serce radowało się na widok przyjaciół mych w tak dobrych humorach. W górach znalazłem spokój i szczęście, ale jak to się stało i co tam znalazłem - opowiem wam kiedy indziej. Szczęśliwego Przesilenia letniego dla was wszystkich!